Sakrament małżeństwa

,
para młoda na środku gotyckiego kościoła

To, że chrze­ści­jań­skie mał­żeń­stwo (tj. mał­żeń­stwo mię­dzy oso­ba­mi ochrzczo­ny­mi) jest rze­czy­wi­ście sakra­men­tem Nowe­go Pra­wa w ści­słym tego sło­wa zna­cze­niu, jest dla wszyst­kich kato­li­ków praw­dą nie­pod­wa­żal­ną. Według Sobo­ru Try­denc­kie­go dogmat ten był zawsze naucza­ny przez Kościół i został zde­fi­nio­wa­ny w kano­nie I, Sess. XXIV: „Jeśli ktoś powie, że mał­żeń­stwo nie jest praw­dzi­wie i wła­ści­wie jed­nym z sied­miu sakra­men­tów pra­wa ewan­ge­licz­ne­go, usta­no­wio­nym przez Chry­stu­sa, nasze­go Pana, ale zosta­ło wymy­ślo­ne w Koście­le przez ludzi i nie daje łaski, niech będzie wyklę­ty“. Oka­zją do tej uro­czy­stej dekla­ra­cji było zaprze­cze­nie przez tak zwa­nych Refor­ma­to­rów sakra­men­tal­ne­mu cha­rak­te­ro­wi mał­żeń­stwa. Kal­win w swo­ich „Insty­tu­cjach“, IV, xix, 34, mówi: „Wresz­cie jest mał­żeń­stwo, któ­re wszy­scy przy­zna­ją, że zosta­ło usta­no­wio­ne przez Boga, cho­ciaż nikt przed cza­sa­mi Grze­go­rza nie uwa­żał go za sakra­ment. Któ­ry czło­wiek przy zdro­wych zmy­słach mógł­by tak uwa­żać? Boże zarzą­dze­nie jest dobre i świę­te; tak samo rol­nic­two, archi­tek­tu­ra, szew­stwo, strzy­że­nie wło­sów są pra­wo­wi­ty­mi zarzą­dze­nia­mi Boga, ale nie są sakra­men­ta­mi“. Luter wypo­wia­da się rów­nie ener­gicz­nie. W swo­im nie­miec­kim dzie­le, opu­bli­ko­wa­nym w Wit­ten­ber­dze w 1530 r. pod tytu­łem „Von den Ehe­sa­chen“, pisze (s. 1): „Nikt napraw­dę nie może zaprze­czyć, że mał­żeń­stwo jest zewnętrz­ną rze­czą świa­to­wą, jak ubra­nia i jedze­nie, dom i dom, pod­le­ga­ją­cą świa­to­wej wła­dzy, jak poka­zu­je tak wie­le cesar­skich praw nią rzą­dzą­cych“. We wcze­śniej­szej pra­cy (ory­gi­nal­ne wyda­nie „De cap­ti­vi­ta­te Baby­lo­ni­ca“) pisze: „Nie tyl­ko sakra­men­tal­ny cha­rak­ter mał­żeń­stwa nie ma pod­staw w Piśmie Świę­tym; ale same tra­dy­cje, któ­re doma­ga­ją się takiej świę­to­ści, są zwy­kłym żar­tem“; i dwie stro­ny dalej: „Mał­żeń­stwo może być zatem figu­rą Chry­stu­sa i Kościo­ła; nie jest to jed­nak żaden usta­no­wio­ny przez Boga sakra­ment, ale wyna­la­zek ludzi w Koście­le, wyni­ka­ją­cy z nie­zna­jo­mo­ści tema­tu“. Ojco­wie Sobo­ru Try­denc­kie­go naj­wy­raź­niej mie­li na myśli ten ostat­ni fragment.

Decy­zja Try­den­tu nie była jed­nak pierw­szą wyda­ną przez Kościół. Sobór Flo­renc­ki, w Dekre­cie dla Ormian, już wcze­śniej oświad­czył: „Siód­mym sakra­men­tem jest mał­żeń­stwo, któ­re jest figu­rą zjed­no­cze­nia Chry­stu­sa, i Kościo­ła, zgod­nie ze sło­wa­mi Apo­sto­ła: Jest to wiel­ki sakra­ment, ale ja mówię w Chry­stu­sie i w Koście­le“. Inno­cen­ty IV, w wyzna­niu wia­ry prze­pi­sa­nym wal­den­som (18 grud­nia 1208 r.), zali­cza mał­żeń­stwo do sakra­men­tów (Den­zin­ger-Ban­n­wart, „Enchi­ri­dion“, n. 424). Przyj­mo­wa­nie sakra­men­tów udzie­la­nych w Koście­le zosta­ło ogól­nie okre­ślo­ne w nastę­pu­ją­cych sło­wach: „I w żaden spo­sób nie odrzu­ca­my sakra­men­tów, któ­re są w nim (Koście­le rzym­sko­ka­to­lic­kim) udzie­la­ne, przy współ­udzia­le nie­oce­nio­nej i nie­wi­dzial­nej mocy Ducha Świę­te­go, nawet jeśli są one udzie­la­ne przez grzesz­ne­go kapła­na, pod warun­kiem, że Kościół go uzna­je“, for­mu­ła podej­mu­je następ­nie każ­dy sakra­ment w szcze­gól­no­ści, doty­ka­jąc zwłasz­cza tych punk­tów, któ­rym wal­den­si zaprze­cza­li: „Dla­te­go zatwier­dza­my chrzest dzie­ci (…) bierz­mo­wa­nie udzie­la­ne przez bisku­pa (…) ofia­rę Eucha­ry­stii (…). Wie­rzy­my, że Bóg udzie­la prze­ba­cze­nia poku­tu­ją­cym grzesz­ni­kom (…) sza­nu­je­my namasz­cza­nie cho­rych poświę­co­nym ole­jem (…) nie zaprze­cza­my, że mał­żeń­stwa cie­le­sne mogą być zawie­ra­ne zgod­nie ze sło­wa­mi Apo­sto­ła“. Jest zatem histo­rycz­nie pew­ne, że od począt­ku XIII wie­ku sakra­men­tal­ny cha­rak­ter mał­żeń­stwa był powszech­nie zna­ny i uzna­wa­ny za dogmat. Nawet nie­licz­ni teo­lo­dzy, któ­rzy mini­ma­li­zo­wa­li lub wyda­wa­li się mini­ma­li­zo­wać sakra­men­tal­ny cha­rak­ter mał­żeń­stwa, na pierw­szym miej­scu sta­wia­li tezę, że mał­żeń­stwo jest sakra­men­tem Nowe­go Pra­wa w ści­słym tego sło­wa zna­cze­niu, a następ­nie sta­ra­li się dosto­so­wać swo­je dal­sze tezy na temat skut­ku i natu­ry mał­żeń­stwa do tej fun­da­men­tal­nej praw­dy, co będzie widocz­ne z cyta­tów poda­nych poniżej.

Powód, dla któ­re­go mał­żeń­stwo nie zosta­ło wcze­śniej wyraź­nie i for­mal­nie włą­czo­ne do sakra­men­tów, a zaprze­cza­nie mu zosta­ło uzna­ne za here­zję, moż­na zna­leźć w histo­rycz­nym roz­wo­ju dok­try­ny doty­czą­cej sakra­men­tów; ale sam fakt moż­na prze­śle­dzić do cza­sów apo­stol­skich. W odnie­sie­niu do kil­ku obrzę­dów reli­gij­nych okre­śla­nych jako „Sakra­men­ty Nowe­go Pra­wa“, w Koście­le zawsze ist­nia­ło głę­bo­kie prze­ko­na­nie, że udzie­la­ją one wewnętrz­nej łaski Bożej. Jed­nak łącze­nie ich w jed­ną i tę samą kate­go­rię zosta­ło pozo­sta­wio­ne na póź­niej­szy okres, kie­dy dogma­ty wia­ry w ogó­le zaczę­ły być nauko­wo bada­ne i sys­te­ma­tycz­nie porząd­ko­wa­ne. Co wię­cej, to, że sie­dem sakra­men­tów powin­no być zgru­po­wa­nych w jed­nej kate­go­rii, nie było bynaj­mniej oczy­wi­ste. Cho­ciaż bowiem przy­ję­to, że każ­dy z tych obrzę­dów nada­je wewnętrz­ną łaskę, to jed­nak w prze­ci­wień­stwie do ich wspól­ne­go nie­wi­dzial­ne­go efek­tu, róż­ni­ca w zewnętrz­nej cere­mo­nii, a nawet w bez­po­śred­nim celu wytwa­rza­nia łaski była tak wiel­ka, że przez dłu­gi czas utrud­nia­ła jed­no­li­tą kla­sy­fi­ka­cję. Tak więc ist­nie­je rady­kal­na róż­ni­ca mię­dzy zewnętrz­ną for­mą, w jakiej udzie­la­ny jest chrzest, bierz­mo­wa­nie i świę­ce­nia z jed­nej stro­ny, a z dru­giej stro­ny, tymi, któ­re cha­rak­te­ry­zu­ją poku­tę i mał­żeń­stwo. O ile bowiem mał­żeń­stwo ma cha­rak­ter umo­wy, a poku­ta – pro­ce­su sądo­we­go, o tyle trzy pierw­sze sakra­men­ty przyj­mu­ją for­mę reli­gij­ne­go poświę­ce­nia przyj­mu­ją­cych je osób.

Dowód sakramentalnego charakteru chrześcijańskiego małżeństwa

Aby udo­wod­nić apo­stol­skość dok­try­ny, że mał­żeń­stwo jest sakra­men­tem Nowe­go Pra­wa, wystar­czy wyka­zać, że Kościół w rze­czy­wi­sto­ści zawsze nauczał o mał­żeń­stwie tego, co nale­ży do isto­ty sakra­men­tu. Nazwa sakra­ment nie może być przy­ta­cza­na jako zado­wa­la­ją­cy dowód, ponie­waż dopie­ro w póź­nym okre­sie nabra­ła wyłącz­nie tech­nicz­ne­go zna­cze­nia, jakie ma dzi­siaj; zarów­no w cza­sach przed­chrze­ści­jań­skich, jak i w pierw­szych wie­kach ery chrze­ści­jań­skiej mia­ła znacz­nie szer­sze i bar­dziej nie­okre­ślo­ne zna­cze­nie. W tym sen­sie nale­ży rozu­mieć stwier­dze­nie Leona XIII w jego ency­kli­ce „Arca­num“ (10 lute­go 1880 r.): „Do nauki Apo­sto­łów nale­ży odnieść dok­try­ny, któ­rych zawsze naucza­li nasi świę­ci ojco­wie, sobo­ry i tra­dy­cja Kościo­ła powszech­ne­go, a mia­no­wi­cie, że Chry­stus Pan nasz pod­niósł mał­żeń­stwo do god­no­ści sakra­men­tu“. Papież słusz­nie pod­kre­śla zna­cze­nie tra­dy­cji Kościo­ła powszech­ne­go. Bez niej było­by bar­dzo trud­no uzy­skać z Pisma Świę­te­go i Ojców Kościo­ła jasny i decy­du­ją­cy dowód dla wszyst­kich, nawet nie­uczo­nych, że mał­żeń­stwo jest sakra­men­tem w ści­słym zna­cze­niu tego sło­wa. Pro­ces dowo­dze­nia był­by zbyt dłu­gi i wyma­gał­by zna­jo­mo­ści teo­lo­gii, któ­rej zwy­kli wier­ni nie posia­da­ją. Same w sobie jed­nak bez­po­śred­nie świa­dec­twa Pisma Świę­te­go i kil­ku Ojców Kościo­ła mają wystar­cza­ją­cą wagę, aby sta­no­wić praw­dzi­wy dowód, pomi­mo zaprze­cze­nia ze stro­ny kil­ku daw­nych i obec­nych teologów.

Kla­sycz­nym tek­stem biblij­nym jest dekla­ra­cja apo­sto­ła Paw­ła (Efez. 5:22), któ­ry dobit­nie oświad­cza, że rela­cja mię­dzy mężem a żoną powin­na być taka, jak mię­dzy Chry­stu­sem a Jego Kościo­łem: „Nie­wia­sty nie­chaj będą pod­da­ne mężom swo­im, jak Panu, gdyż mąż jest gło­wą żony, tak jak Chry­stus jest gło­wą Kościo­ła. On jest zba­wi­cie­lem cia­ła swe­go. Prze­to jak Kościół pod­da­ny jest Chry­stu­so­wi, tak i żony niech będą mężom we wszyst­kim. Mężo­wie, miłuj­cie żony wasze, jak i Chry­stus umi­ło­wał Kościół i wydał za nie­go same­go sie­bie, aby go uświę­cił, oczy­ściw­szy go przez misę wody w sło­wie żywo­ta, aby go sobie sta­wił chwa­leb­nym Kościo­łem, nie­ma­ją­cym zma­zy ani zmarszcz­ki, ani cze­goś takie­go, lecz aby był świę­ty i nie­ska­la­ny. Tak samo męż­czyź­ni powin­ni kochać swo­je żony jak wła­sne cia­ła. Kto miłu­je żonę swo­ją, same­go sie­bie miłu­je. Albo­wiem cia­ła swe­go nikt nigdy nie miał w nie­na­wi­ści, ale je żywi i pie­lę­gnu­je, jak i Chry­stus Kościół, bo jeste­śmy człon­ka­mi cia­ła Jego, z cia­ła Jego i z kości Jego“. Po tym napo­mnie­niu Apo­stoł nawią­zu­je do Boskiej insty­tu­cji mał­żeń­stwa w pro­ro­czych sło­wach ogło­szo­nych przez Boga za pośred­nic­twem Ada­ma: „Dla­te­go opu­ści czło­wiek ojca swe­go i mat­kę i złą­czy się ze swo­ją żoną, i będą dwo­je jed­nym cia­łem“. Następ­nie koń­czy zna­mien­ny­mi sło­wa­mi, w któ­rych cha­rak­te­ry­zu­je chrze­ści­jań­skie mał­żeń­stwo: „Jest to wiel­ki sakra­ment; ale mówię w Chry­stu­sie i w Kościele“.

Oczy­wi­ście pochop­ne było­by natych­mia­sto­we wnio­sko­wa­nie z wyra­że­nia „Jest to wiel­ki sakra­ment“, że mał­żeń­stwo jest sakra­men­tem Nowe­go Pra­wa w ści­słym zna­cze­niu, ponie­waż zna­cze­nie sło­wa sakra­ment, jak już wspo­mnia­no, jest zbyt nie­okre­ślo­ne. Ale roz­wa­ża­jąc to wyra­że­nie w jego związ­ku z poprzed­ni­mi sło­wa­mi, docho­dzi­my do wnio­sku, że nale­ży je rozu­mieć w ści­słym zna­cze­niu sakra­men­tu Nowe­go Pra­wa. Miłość chrze­ści­jań­skich mał­żon­ków do sie­bie nawza­jem powin­na być wzo­ro­wa­na na miło­ści mię­dzy Chry­stu­sem a Kościo­łem, ponie­waż chrze­ści­jań­skie mał­żeń­stwo, jako kopia i znak jed­no­ści Chry­stu­sa z Kościo­łem, jest wiel­ką tajem­ni­cą lub sakra­men­tem. Nie był­by to uro­czy­sty, tajem­ni­czy sym­bol zjed­no­cze­nia Chry­stu­sa z Kościo­łem, któ­ry przy­bie­ra kon­kret­ną for­mę w poszcze­gól­nych człon­kach Kościo­ła, gdy­by nie przed­sta­wiał sku­tecz­nie tego zjed­no­cze­nia, tj. nie tyl­ko ozna­cza­jąc nad­przy­ro­dzo­ne życie – zjed­no­cze­nie Chry­stu­sa z Kościo­łem, ale tak­że powo­du­jąc, że to zjed­no­cze­nie urze­czy­wist­nia się w poszcze­gól­nych człon­kach; lub inny­mi sło­wy, udzie­la­jąc nad­przy­ro­dzo­ne­go życia łaski. Pierw­sze mał­żeń­stwo mię­dzy Ada­mem i Ewą w raju było sym­bo­lem tego zjed­no­cze­nia; w rze­czy­wi­sto­ści, jedy­nie jako sym­bol, prze­wyż­sza­ło ono poszcze­gól­ne chrze­ści­jań­skie mał­żeń­stwa, ponie­waż było anty­ty­pem, pod­czas gdy poszcze­gól­ne chrze­ści­jań­skie mał­żeń­stwa są póź­niej­szy­mi repre­zen­ta­cja­mi. Nie było­by zatem powo­du, dla któ­re­go Apo­stoł miał­by odno­sić się z takim naci­skiem do chrze­ści­jań­skie­go mał­żeń­stwa jako tak wiel­kie­go sakra­men­tu, gdy­by wiel­kość chrze­ści­jań­skie­go mał­żeń­stwa nie pole­ga­ła na tym, że nie jest ono zwy­kłym zna­kiem, ale sku­tecz­nym zna­kiem życia łaski. W rze­czy­wi­sto­ści było­by to cał­ko­wi­cie nie­zgod­ne z eko­no­mią Nowe­go Testa­men­tu, gdy­by­śmy posia­da­li znak łaski i zba­wie­nia usta­no­wio­ny przez Boga, któ­ry był­by jedy­nie pustym zna­kiem, a nie zna­kiem sku­tecz­nym. W innym miej­scu (Gal. 4:9) św. Paweł pod­kre­śla w naj­bar­dziej zna­czą­cy spo­sób róż­ni­cę mię­dzy Sta­rym a Nowym Testa­men­tem, gdy nazy­wa obrzę­dy reli­gij­ne tego pierw­sze­go „sła­by­mi i potrzeb­ny­mi ele­men­ta­mi“, któ­re same w sobie nie mogły nadać praw­dzi­wej świę­to­ści, ponie­waż efekt praw­dzi­wej spra­wie­dli­wo­ści i świę­to­ści był zare­zer­wo­wa­ny dla Nowe­go Testa­men­tu i jego obrzę­dów reli­gij­nych. Jeśli zatem okre­śla chrze­ści­jań­skie mał­żeń­stwo, jako akt reli­gij­ny, wiel­kim sakra­men­tem, nie chce go spro­wa­dzić do niskie­go pozio­mu obrzę­dów Sta­re­go Testa­men­tu, do pozio­mu „sła­be­go i potrzeb­ne­go ele­men­tu“, ale raczej poka­zać jego zna­cze­nie jako zna­ku życia łaski i, podob­nie jak inne sakra­men­ty, sku­tecz­ne­go zna­ku. Paweł nie mówi więc o mał­żeń­stwie jako praw­dzi­wym sakra­men­cie w spo­sób wyraź­ny i od razu widocz­ny, ale tyl­ko w taki spo­sób, że dok­try­na musi być wyde­du­ko­wa­na z jego słów. Stąd Sobór Try­denc­ki (Sess. XXIV), w dogma­tycz­nym roz­dzia­le o mał­żeń­stwie, mówi, że sakra­men­tal­ny sku­tek łaski w mał­żeń­stwie jest „zasy­gna­li­zo­wa­ny“ przez Apo­sto­ła w Liście do Efe­zjan (quod Pau­lus Apo­sto­lus innu­it). W celu dal­sze­go potwier­dze­nia dok­try­ny, że mał­żeń­stwo zgod­nie z Nowym Pra­wem udzie­la łaski i dla­te­go jest zali­cza­ne do praw­dzi­wych sakra­men­tów, Sobór Try­denc­ki odwo­łu­je się do Ojców Świę­tych, wcze­śniej­szych sobo­rów i zawsze oczy­wi­stej tra­dy­cji Kościo­ła powszech­ne­go. Naucza­nie Ojców i sta­ła tra­dy­cja Kościo­ła, jak już wspo­mnia­no, okre­śla­ją dogmat chrze­ści­jań­skie­go mał­żeń­stwa jako sakra­men­tu, nie w nauko­wej, teo­lo­gicz­nej ter­mi­no­lo­gii póź­niej­szych cza­sów, ale tyl­ko w tre­ści. Zasad­ni­czo do sakra­men­tu Nowe­go Pra­wa nale­żą nastę­pu­ją­ce elementy:

musi to być świę­ty obrzęd reli­gij­ny usta­no­wio­ny przez Chry­stu­sa;
ten obrzęd musi być zna­kiem wewnętrz­ne­go uświę­ce­nia;
musi nada­wać to wewnętrz­ne uświę­ce­nie lub Boską łaskę;
ten sku­tek łaski Bożej musi być wywo­ła­ny nie tyl­ko w połą­cze­niu z danym aktem reli­gij­nym, ale poprzez nie­go.
Dla­te­go każ­dy, kto przy­pi­su­je te ele­men­ty chrze­ści­jań­skie­mu mał­żeń­stwu, tym samym ogła­sza je praw­dzi­wym sakra­men­tem w ści­słym zna­cze­niu tego słowa.

Świa­dec­two tego moż­na zna­leźć od naj­wcze­śniej­szych cza­sów chrze­ści­jań­skich. Augu­sty­na w jego dzie­łach „De bono con­ju­gii“ i „De nup­tiis et con­cu­pi­scen­tia“. W pierw­szym z tych dzieł (roz­dział 24) mówi on: „Wśród wszyst­kich ludzi dobro zapew­nio­ne przez mał­żeń­stwo pole­ga na potom­stwie i czy­sto­ści wier­no­ści mał­żeń­skiej; ale w przy­pad­ku ludu Boże­go [chrze­ści­jan] pole­ga ono ponad­to na świę­to­ści sakra­men­tu, z powo­du któ­re­go zabro­nio­ne jest, nawet po sepa­ra­cji, zawie­ra­nie mał­żeń­stwa z inną oso­bą, dopó­ki żyje pierw­szy part­ner. … tak jak kapła­ni są wyświę­ca­ni, aby zgro­ma­dzić wspól­no­tę chrze­ści­jań­ską, a nawet jeśli taka wspól­no­ta nie zosta­nie utwo­rzo­na, sakra­ment świę­ceń nadal trwa w wyświę­co­nych, lub tak jak sakra­ment Pana, raz udzie­lo­ny, trwa nawet w tym, któ­ry został zwol­nio­ny z urzę­du z powo­du winy, cho­ciaż w takim trwa do sądu „. W innym dzie­le (1.10) świę­ty Dok­tor mówi: „Nie­wąt­pli­wie do isto­ty tego sakra­men­tu nale­ży to, że gdy męż­czy­zna i żona raz połą­czą się mał­żeń­stwem, więź ta pozo­sta­je nie­ro­ze­rwal­na przez całe ich życie. Tak dłu­go, jak obo­je żyją, pozo­sta­je coś zwią­za­ne­go z mał­żeń­stwem, cze­go ani wza­jem­na sepa­ra­cja, ani zwią­zek z oso­bą trze­cią nie może usu­nąć; w takich przy­pad­kach rze­czy­wi­ście pozo­sta­je to dla pogłę­bie­nia winy ich prze­stęp­stwa, a nie dla wzmoc­nie­nia związ­ku. Tak jak dusza odstęp­cy, któ­ra kie­dyś była podob­nie poślu­bio­na Chry­stu­so­wi, a teraz oddzie­la się od Nie­go, pomi­mo utra­ty wia­ry nie tra­ci sakra­men­tu wia­ry, któ­ry otrzy­ma­ła w wodach odro­dze­nia“. W tych sło­wach św. Augu­styn umiesz­cza mał­żeń­stwo, któ­re nazy­wa sakra­men­tem, na tym samym pozio­mie co chrzest i świę­ce­nia. Tak więc, jak chrzest i świę­ce­nia są sakra­men­ta­mi w ści­słym zna­cze­niu i są uzna­wa­ne za takie przez Świę­te­go Dok­to­ra, tak też mał­żeń­stwo chrze­ści­jan uwa­ża on za sakra­ment w peł­nym i ści­słym zna­cze­niu tego słowa.

Nie­wie­le mniej jasne jest świa­dec­two św. Ambro­że­go. W liście do Syry­cju­sza (Ep. xlii, 3, w P.L., XVI, 1124) stwier­dza on: „My rów­nież nie zaprze­cza­my, że mał­żeń­stwo zosta­ło uświę­co­ne przez Chry­stu­sa“; a do Wigi­liu­sza pisze (Ep. xix, 7, w P.L., XVI, 984): „Ponie­waż zawar­cie mał­żeń­stwa musi być uświę­co­ne przez zasło­nię­cie i bło­go­sła­wień­stwo kapła­na, jak może być mowa o mał­żeń­stwie, gdy bra­ku­je jed­no­ści wia­ry?“. Jakie­go rodza­ju jest to uświę­ce­nie, świę­ty mówi nam wyraź­nie w swo­im dzie­le „De Abra­ham“ (I, vii, w P.L., XIV, 443): „Wie­my, że Bóg jest Gło­wą i Obroń­cą, któ­ry nie pozwa­la, aby cudze łoże mał­żeń­skie zosta­ło zbez­czesz­czo­ne; a ponad­to, że win­ny takie­go prze­stęp­stwa grze­szy prze­ciw­ko Bogu, któ­re­go roz­ka­zo­wi sprze­ci­wia się i któ­re­go więź łaski roz­luź­nia. Dla­te­go, ponie­waż zgrze­szył prze­ciw­ko Bogu, tra­ci teraz udział w nie­biań­skim sakra­men­cie „. Według Ambro­że­go chrze­ści­jań­skie mał­żeń­stwo jest zatem nie­biań­skim sakra­men­tem, któ­ry łączy czło­wie­ka z Bogiem wię­za­mi łaski, dopó­ki wię­zy te nie zosta­ną zerwa­ne przez póź­niej­szy grzech, czy­li jest sakra­men­tem w ści­słym i peł­nym tego sło­wa zna­cze­niu. War­tość tego świa­dec­twa może zostać osła­bio­na jedy­nie przez przy­pusz­cze­nie, że Ambro­ży, odno­sząc się do „udzia­łu w nie­biań­skim sakra­men­cie“, któ­ry według nie­go jest utra­co­ny przez cudzo­łoż­ni­ków, napraw­dę myślał o Komu­nii Świę­tej. Ale w tym ostat­nim przy­pad­ku nie ma naj­mniej­szej wąt­pli­wo­ści; w kon­se­kwen­cji musi on tutaj ozna­czać utra­tę wszel­kie­go udzia­łu w łasce sakra­men­tu mał­żeń­stwa. To wytwa­rza­nie łaski przez mał­żeń­stwo, a zatem jego cha­rak­ter jako dosko­na­łe­go sakra­men­tu, zosta­ło rów­nież pod­kre­ślo­ne przez Inno­cen­te­go I w jego liście do Pro­bu­sa (Ep. ix, w P.L., XX, 602). Uzna­je on dru­gie mał­żeń­stwo za życia pierw­sze­go part­ne­ra za nie­waż­ne i doda­je: „Wspar­ci wia­rą kato­lic­ką oświad­cza­my, że praw­dzi­wym mał­żeń­stwem jest to, któ­re pier­wot­nie opie­ra się na łasce Bożej“.

Już w II wie­ku mamy cen­ne świa­dec­two Ter­tu­lia­na. Będąc jesz­cze kato­li­kiem, pisze on („Ad Uxo­rem“): „Jeśli więc takie mał­żeń­stwo jest miłe Bogu, to dla­cze­go nie mia­ło­by się ono szczę­śli­wie uło­żyć, tak aby nie było tra­pio­ne nie­szczę­ścia­mi, potrze­ba­mi, prze­szko­da­mi i ska­że­nia­mi, sko­ro cie­szy się ochro­ną Boskiej łaski?“. Ale jeśli łaska Boża i jej ochro­na są, jak twier­dzi Ter­tu­lian, udzie­la­ne wraz z mał­żeń­stwem, to mamy w nim cha­rak­te­ry­stycz­ny moment, któ­ry sta­no­wi czyn­ność reli­gij­ną (zna­ną już z innych powo­dów jako znak łaski Bożej) sku­tecz­nym zna­kiem łaski, to zna­czy praw­dzi­wym sakra­men­tem nowej dys­pen­sa­cji. Tyl­ko na tej hipo­te­zie może­my wła­ści­wie zro­zu­mieć inny frag­ment z tego same­go dzie­ła Ter­tu­lia­na (II, ix, w P.L., I, 1302): „Jak może­my opi­sać szczę­ście tych mał­żeństw, któ­re Kościół raty­fi­ku­je, ofia­ra umac­nia, bło­go­sła­wień­stwo pie­czę­tu­je, anio­ło­wie ogła­sza­ją, Ojciec Nie­bie­ski przy­chyl­nie spogląda?“.

Waż­niej­sze, jeśli w ogó­le, od świa­dec­twa Ojców Kościo­ła co do sakra­men­tal­ne­go cha­rak­te­ru chrze­ści­jań­skie­go mał­żeń­stwa są księ­gi litur­gicz­ne i sakra­men­ta­rze róż­nych Kościo­łów, wschod­nich i zachod­nich, zawie­ra­ją­ce litur­gicz­ne modli­twy i obrzę­dy prze­ka­zy­wa­ne od naj­daw­niej­szych cza­sów. Praw­dą jest, że róż­nią się one wie­lo­ma nie­istot­ny­mi szcze­gó­ła­mi, ale ich zasad­ni­cze cechy nale­ży prze­śle­dzić wstecz do obrzę­dów apo­stol­skich. We wszyst­kich tych rytu­ałach i zbio­rach litur­gicz­nych mał­żeń­stwu, zawie­ra­ne­mu przed kapła­nem pod­czas odpra­wia­nia Mszy, towa­rzy­szą cere­mo­nie i modli­twy podob­ne do tych uży­wa­nych w związ­ku z inny­mi sakra­men­ta­mi; w rze­czy­wi­sto­ści kil­ka z tych rytu­ałów wyraź­nie nazy­wa mał­żeń­stwo sakra­men­tem, a ponie­waż jest to „sakra­ment żywych“, wyma­ga żalu za grze­chy i przy­ję­cia sakra­men­tu poku­ty przed zawar­ciem mał­żeń­stwa (por. Mar­tène, „De anti­qu­is ecc­le­siæ riti­bus“, I, ix). Ale czci­god­ny wiek, w rze­czy­wi­sto­ści apo­stol­skość tra­dy­cji kościel­nej doty­czą­cej mał­żeń­stwa, jest jesz­cze wyraź­niej ujaw­nio­na przez oko­licz­ność, że rytu­ały lub księ­gi litur­gicz­ne Kościo­łów wschod­nich i sekt, nawet tych, któ­re oddzie­li­ły się od Kościo­ła kato­lic­kie­go w pierw­szych wie­kach, trak­tu­ją zawar­cie mał­żeń­stwa jako sakra­ment i ota­cza­ją go zna­czą­cy­mi i impo­nu­ją­cy­mi cere­mo­nia­mi i modli­twa­mi. Nesto­ria­nie, mono­fi­zy­ci, Kop­to­wie, jako­bi­ci itp. zga­dza­ją się w tym punk­cie (por. J.S. Asse­ma­ni, „Biblio­the­ca orien­ta­lis“, III, i, 356; ii, 319 sqq.; Schel­stra­te, „Acta orien­tal. eccl.“, I, 150 sqq.; Den­zin­ger, „Ritus orien­ta­lium“, I, 150 sqq.; II, 364 sqq.). Licz­ne modli­twy, któ­re są uży­wa­ne pod­czas cere­mo­nii, odno­szą się do spe­cjal­nej łaski, któ­ra ma być udzie­lo­na nowo­żeń­com, a spo­ra­dycz­ne komen­ta­rze poka­zu­ją, że łaska ta była uwa­ża­na za sakra­men­tal­ną. Tak więc patriar­cha nesto­riań­ski, Tymo­te­usz II, w swo­im dzie­le „De sep­tem cau­sis sacra­men­to­rum“ wspo­mnia­nym w Asse­ma­ni (III, i, 579), zaj­mu­je się mał­żeń­stwem wśród innych sakra­men­tów i wyli­cza kil­ka cere­mo­nii reli­gij­nych, bez któ­rych mał­żeń­stwo jest nie­waż­ne. Naj­wy­raź­niej więc zali­cza mał­żeń­stwo do sakra­men­tów i uwa­ża łaskę z nie­go wyni­ka­ją­cą za łaskę sakramentalną.

Dok­try­na, że mał­żeń­stwo jest sakra­men­tem Nowe­go Pra­wa, nigdy nie była przed­mio­tem spo­ru mię­dzy Kościo­łem rzym­sko­ka­to­lic­kim a któ­rym­kol­wiek z Kościo­łów wschod­nich od nie­go oddzie­lo­nych – prze­ko­nu­ją­cy dowód, że dok­try­na ta zawsze była czę­ścią tra­dy­cji kościel­nej i pocho­dzi od Apo­sto­łów. Dobrze zna­na jest kore­spon­den­cja (1576−81) mię­dzy pro­fe­so­ra­mi z Tybin­gi, obroń­ca­mi pro­te­stan­ty­zmu, a grec­kim patriar­chą Jere­mia­szem. Zakoń­czy­ła się ona obu­rza­ją­cym odrzu­ce­niem przez tego ostat­nie­go suge­stii, że moż­na go prze­ko­nać do dok­try­ny tyl­ko dwóch sakra­men­tów, oraz uro­czy­stym uzna­niem przez nie­go dok­try­ny sied­miu sakra­men­tów, w tym mał­żeń­stwa, jako sta­łe­go naucza­nia Kościo­ła Wschod­nie­go. Ponad pół wie­ku póź­niej patriar­cha Cyryl Lucar, któ­ry przy­jął kal­wiń­ską dok­try­nę tyl­ko dwóch sakra­men­tów, został z tego powo­du publicz­nie ogło­szo­ny here­ty­kiem przez syno­dy w Kon­stan­ty­no­po­lu w 1638 i 1642 roku oraz w Jero­zo­li­mie w 1672 roku – tak moc­no dok­try­na sied­miu sakra­men­tów i mał­żeń­stwa jako sakra­men­tu była utrzy­my­wa­na przez grec­kich i ogól­nie wschod­nich teologów.

Wąt­pli­wo­ści co do cał­ko­wi­cie sakra­men­tal­ne­go cha­rak­te­ru mał­żeń­stwa poja­wi­ły się w bar­dzo nie­wie­lu odosob­nio­nych przy­pad­kach, gdy pod­ję­to pró­bę sfor­mu­ło­wa­nia, zgod­nie z nauką spe­ku­la­tyw­ną, defi­ni­cji sakra­men­tów i dokład­ne­go okre­śle­nia ich skut­ków. Moż­na wymie­nić tyl­ko jed­ne­go wybit­ne­go teo­lo­ga, któ­ry zaprze­czał, że mał­żeń­stwo daje łaskę uświę­ca­ją­cą, a co za tym idzie, że jest sakra­men­tem Nowe­go Pra­wa w ści­słym tego sło­wa zna­cze­niu – Duran­dus z St. Pourça­in, póź­niej­szy biskup Meaux. Nawet on przy­znał, że mał­żeń­stwo w pewien spo­sób wytwa­rza łaskę, a zatem powin­no być nazy­wa­ne sakra­men­tem; ale była to tyl­ko rze­czy­wi­sta pomoc łaski w ujarz­mia­niu namięt­no­ści, któ­rą wyde­du­ko­wał z mał­żeń­stwa jako sku­tek, nie ex ope­re ope­ra­to, ale ex ope­re ope­ran­tis (por. Per­ro­ne, „De matri­mo­nio chri­stia­no“, I, i, 1, 2). Jako auto­ry­te­ty mógł zacy­to­wać tyl­ko kil­ku praw­ni­ków. Teo­lo­go­wie z naj­więk­szą jed­no­myśl­no­ścią odrzu­ci­li tę dok­try­nę jako nową i sprzecz­ną z naucza­niem Kościo­ła, tak że słyn­ny teo­log Sobo­ru Try­denc­kie­go, Domi­nik Soto, powie­dział o Duran­du­sie, że tyl­ko z tru­dem unik­nął nie­bez­pie­czeń­stwa bycia napięt­no­wa­nym jako here­tyk. Wie­lu czo­ło­wych scho­la­sty­ków rze­czy­wi­ście mówi­ło o mał­żeń­stwie jako lekar­stwie na zmy­sło­wość – np. Piotr Lom­bard (któ­re­go czwar­ta księ­ga zdań zosta­ła sko­men­to­wa­na przez Duran­du­sa), a jego naj­wy­bit­niej­si komen­ta­to­rzy św. Tomasz z Akwi­nu, św. Bona­wen­tu­ra, Petrus de Palu­de. Jed­nak udzie­la­nie łaski uświę­ca­ją­cej ex ope­re ope­ra­to nie jest w ten spo­sób wyklu­czo­ne; wręcz prze­ciw­nie, nale­ży ją uwa­żać za pod­sta­wę tej rze­czy­wi­stej łaski i za korzeń, z któ­re­go wypły­wa pra­wo do otrzy­my­wa­nia Boskiej pomo­cy w zależ­no­ści od oka­zji. To, że takie jest naucza­nie tych wiel­kich teo­lo­gów, jest oczy­wi­ste czę­ścio­wo z ich wyraź­nych dekla­ra­cji doty­czą­cych sakra­men­tu mał­żeń­stwa, a czę­ścio­wo z tego, co okre­śli­li jako zasad­ni­czy ele­ment sakra­men­tów Nowe­go Pra­wa w ogó­le. Wystar­czy tutaj podać odnie­sie­nia: Św. Tomasz, „In IV Sent.“, dist. II, i, 4; II, ii, 1; XXVI, ii, 3; św. Bona­wen­tu­ra, „In IV Sent.“, dist. II, iii; XXVI, ii.

Praw­dzi­wym powo­dem, dla któ­re­go nie­któ­rzy praw­ni­cy waha­li się nazwać mał­żeń­stwo sakra­men­tem dają­cym łaskę, był powód reli­gij­ny. Było pew­ne, że sakra­men­tu i jego łaski nie moż­na kupić. Jed­nak taka trans­ak­cja mia­ła miej­sce w mał­żeń­stwie, ponie­waż posag był zwy­kle wypła­ca­ny męż­czyź­nie. Ale ten zarzut jest bez­pod­staw­ny. Cho­ciaż bowiem Chry­stus pod­niósł mał­żeń­stwo lub umo­wę mał­żeń­ską do god­no­ści sakra­men­tu (jak zosta­nie to wyka­za­ne poni­żej), to jed­nak mał­żeń­stwo, nawet wśród chrze­ści­jan, nie stra­ci­ło w ten spo­sób swo­je­go natu­ral­ne­go zna­cze­nia. Posag, któ­re­go wyko­rzy­sta­nie spo­czy­wa na męż­czyź­nie, jest dawa­ny jako wkład w pono­sze­nie natu­ral­nych cię­ża­rów mał­żeń­stwa, tj. utrzy­ma­nie rodzi­ny i wycho­wa­nie potom­stwa, a nie jako cena sakramentu.

Aby lepiej zro­zu­mieć sakra­men­tal­ny cha­rak­ter mał­żeń­stwa chrze­ści­jań­skie­go w prze­ci­wień­stwie do nie­chrze­ści­jań­skie­go, może­my pokrót­ce przed­sta­wić rela­cje jed­ne­go z dru­gim, zwłasz­cza że nie moż­na zaprze­czyć, że każ­de mał­żeń­stwo od począt­ku mia­ło i ma cha­rak­ter cze­goś świę­te­go i reli­gij­ne­go, a zatem może być okre­śla­ne jako sakra­ment w szer­szym zna­cze­niu tego sło­wa. W związ­ku z tym nie może­my pomi­nąć poucza­ją­cej ency­kli­ki Leona XIII wspo­mnia­nej powy­żej. Mówi on: „Mał­żeń­stwo ma Boga za swe­go Auto­ra i od same­go począt­ku było swe­go rodza­ju zapo­wie­dzią Wcie­le­nia Boskie­go Sło­wa; w kon­se­kwen­cji jest w nim coś świę­te­go i reli­gij­ne­go; nie obce­go, ale wro­dzo­ne­go; nie pocho­dzą­ce­go od czło­wie­ka, ale wsz­cze­pio­ne­go przez natu­rę. Dla­te­go nie bez powo­du nasi poprzed­ni­cy, Inno­cen­ty III i Hono­riusz III, twier­dzi­li, że pewien sakra­ment mał­żeń­stwa ist­nie­je zawsze mię­dzy wie­rzą­cy­mi i nie­wie­rzą­cy­mi. Wzy­wa­my na świad­ków zabyt­ki sta­ro­żyt­no­ści, a tak­że manie­ry i zwy­cza­je tych ludów, któ­re jako naj­bar­dziej cywi­li­zo­wa­ne mia­ły lep­sze poczu­cie spra­wie­dli­wo­ści i pra­wa. W umy­słach ich wszyst­kich głę­bo­ko zako­rze­nio­ne było prze­ko­na­nie, że mał­żeń­stwo nale­ży trak­to­wać jako coś świę­te­go. Stąd wśród nich mał­żeń­stwa były powszech­nie cele­bro­wa­ne z cere­mo­nia­mi reli­gij­ny­mi, pod zwierzch­nic­twem papie­ży i posłu­gą kapła­nów – tak wiel­kie, nawet w duszach nie­świa­do­mych nie­biań­skiej dok­try­ny, było wra­że­nie wywo­ła­ne natu­rą mał­żeń­stwa, reflek­sją nad histo­rią ludz­ko­ści i świa­do­mo­ścią rasy ludzkiej „.

Ter­min „sakra­ment“, sto­so­wa­ny przez papie­ża do wszyst­kich mał­żeństw, nawet tych zawie­ra­nych przez nie­wier­nych, nale­ży rozu­mieć w jego naj­szer­szym zna­cze­niu i ozna­cza on jedy­nie pew­ną świę­tość wła­ści­wą mał­żeń­stwu. Nawet wśród Izra­eli­tów mał­żeń­stwo nigdy nie mia­ło zna­cze­nia sta­ro­te­sta­men­to­we­go sakra­men­tu w ści­słym sen­sie, ponie­waż nawet taki sakra­ment powo­do­wał pew­ną świę­tość (nie wewnętrz­ną świę­tość, któ­ra jest skut­kiem sakra­men­tów Nowe­go Testa­men­tu, ale tyl­ko zewnętrz­ną czy­stość praw­ną), a nawet to nie było zwią­za­ne z umo­wą mał­żeń­ską wśród Żydów. Świę­tość mał­żeń­stwa w ogó­le jest inne­go rodza­ju. Pier­wot­ne mał­żeń­stwo, a w kon­se­kwen­cji mał­żeń­stwo, tak jak zosta­ło pomy­śla­ne w pier­wot­nym pla­nie Boga przed grze­chem, mia­ło być nie tyl­ko środ­kiem natu­ral­ne­go roz­mna­ża­nia rasy ludz­kiej, ale tak­że środ­kiem, za pomo­cą któ­re­go oso­bi­sta nad­przy­ro­dzo­na świę­tość powin­na być prze­ka­zy­wa­na poszcze­gól­nym potom­kom naszych pierw­szych rodzi­ców. Była to zatem wiel­ka tajem­ni­ca, prze­zna­czo­na nie dla oso­bi­ste­go uświę­ce­nia tych, któ­rych połą­czył węzeł mał­żeń­ski, ale dla uświę­ce­nia innych, tj. ich potom­stwa. Ale ta Bosko zarzą­dzo­na świę­tość mał­żeń­stwa zosta­ła znisz­czo­na przez grzech pier­wo­rod­ny. Sku­tecz­ne uświę­ce­nie rodza­ju ludz­kie­go, a raczej poszcze­gól­nych ludzi, musia­ło teraz zostać doko­na­ne na dro­dze odku­pie­nia przez Obie­ca­ne­go Odku­pi­cie­la, Syna Boże­go, któ­ry stał się czło­wie­kiem. W miej­sce daw­nej świę­to­ści mał­żeń­stwo zacho­wa­ło jedy­nie zna­cze­nie typu sła­bo repre­zen­tu­ją­ce­go świę­tość, któ­ra mia­ła być odtąd naby­ta; zapo­wia­da­ło ono Wcie­le­nie Syna Boże­go i ści­słą jed­ność, jaką Bóg miał w ten spo­sób stwo­rzyć z rodza­jem ludz­kim. Mał­żeń­stwo chrze­ści­jań­skie mia­ło sym­bo­li­zo­wać to wyż­sze nad­przy­ro­dzo­ne zjed­no­cze­nie z ludz­ko­ścią, to zna­czy z tymi, któ­rzy jed­no­czą się z Chry­stu­sem w wie­rze i miło­ści, i być sku­tecz­nym zna­kiem tego zjednoczenia.

Szafarz sakramentu; materia i forma

Cho­ciaż Kościół od same­go począt­ku zda­wał sobie spra­wę z peł­nej sakra­men­tal­no­ści chrze­ści­jań­skie­go mał­żeń­stwa, to jed­nak przez pewien czas ist­nia­ła nie­pew­ność co do tego, co w umo­wie mał­żeń­skiej jest praw­dzi­wą isto­tą sakra­men­tu; co do jego mate­rii i for­my oraz jego sza­fa­rza. Od naj­daw­niej­szych cza­sów ta fun­da­men­tal­na teza była pod­trzy­my­wa­na: Matri­mo­nium facit con­sen­sus, tj. mał­żeń­stwo jest zawie­ra­ne poprzez wza­jem­ną, wyra­żo­ną zgo­dę. Zawie­ra się w tym impli­ci­te dok­try­na, że oso­by zawie­ra­ją­ce mał­żeń­stwo same są pośred­ni­ka­mi lub sza­fa­rza­mi sakra­men­tu. Pod­kre­ślo­no jed­nak rów­nież, że mał­żeń­stwo musi być zawie­ra­ne z bło­go­sła­wień­stwem kapła­na i apro­ba­tą Kościo­ła, ponie­waż w prze­ciw­nym razie było­by źró­dłem nie Boskiej łaski, ale prze­kleń­stwa. Stąd moż­na łatwo wywnio­sko­wać, że bło­go­sła­wień­stwo kapłań­skie jest ele­men­tem dają­cym łaskę lub for­mą sakra­men­tu, a kapłan jest sza­fa­rzem. Jest to jed­nak fał­szy­wy wnio­sek. Pierw­szym teo­lo­giem, któ­ry jasno i wyraź­nie okre­ślił kapła­na jako sza­fa­rza sakra­men­tu, a jego bło­go­sła­wień­stwo jako for­mę sakra­men­tal­ną, był naj­wy­raź­niej Mel­chior Canus (zm. 1560). W swo­im zna­nym dzie­le „De locis the­olo­gi­cis“, VIII, v, przed­sta­wia on nastę­pu­ją­ce propozycje:

Jest to rze­czy­wi­ście powszech­na opi­nia szkół, ale nie ich pew­na i usta­lo­na dok­try­na, że mał­żeń­stwo zawar­te bez kapła­na jest praw­dzi­wym i praw­dzi­wym sakra­men­tem;
kon­tro­wer­sje w tej kwe­stii nie doty­czą spraw wia­ry i reli­gii;
Błę­dem było­by twier­dzić, że wszy­scy teo­lo­go­wie szko­ły kato­lic­kiej bro­ni­li tej opi­nii.
W tym samym roz­dzia­le Canus bro­ni, jako istot­nej kwe­stii, opi­nii, że bez kapła­na i jego bło­go­sła­wień­stwa może dojść do waż­ne­go mał­żeń­stwa, ale bra­ku­je for­my sakra­men­tal­nej i waż­ne­go sakra­men­tu. Dla tej opi­nii odwo­łu­je się do Petru­sa de Palu­de (In IV Sent., dist. V, ii), a tak­że do św. Toma­sza („In IV Sent.“, dist. I, i, 3: „Sum­ma con­tra gen­ti­les“, IV, lxxviii), a tak­że do wie­lu Ojców i papie­ży z pierw­szych wie­ków, któ­rzy porów­na­li mał­żeń­stwo zawar­te bez bło­go­sła­wień­stwa sakra­men­tal­ne­go do mał­żeń­stwa cudzo­łoż­ne­go, a zatem nie mogli uznać w nim sakramentu.

Odwo­ła­nie się do powyż­szych auto­ry­te­tów jest jed­nak nie­for­tun­ne. Tomasz z Akwi­nu, w pierw­szym arty­ku­le cyto­wa­nym przez Canu­sa, zaty­tu­ło­wa­nym „Utrum con­si­stant sacra­men­ta in ver­bis et rebus“, pod­no­si nastę­pu­ją­cą trud­ność: „Poku­ta i mał­żeń­stwo nale­żą do sakra­men­tów: ale dla ich waż­no­ści sło­wa są nie­po­trzeb­ne; dla­te­go nie jest praw­dą, że sło­wa nale­żą do wszyst­kich sakra­men­tów“. Na tę trud­ność odpo­wia­da na koń­cu arty­ku­łu: „Mał­żeń­stwo jako natu­ral­na funk­cja i poku­ta jako akt cno­ty nie mają for­my słów: ale o ile oba nale­żą do sakra­men­tów, któ­re mają być udzie­la­ne przez sza­fa­rzy Kościo­ła, sło­wa są uży­wa­ne w obu; w mał­żeń­stwie sło­wa, któ­re wyra­ża­ją wza­jem­ną zgo­dę, a tak­że bło­go­sła­wień­stwa, któ­re zosta­ły usta­no­wio­ne przez Kościół, aw poku­cie sło­wa roz­grze­sze­nia wypo­wia­da­ne przez kapła­na „. Cho­ciaż św. Tomasz wymie­nia sło­wa bło­go­sła­wień­stwa wraz ze sło­wa­mi wza­jem­nej zgo­dy, wyraź­nie nazy­wa je insty­tu­cją Kościo­ła, a zatem nie sta­no­wią one isto­ty sakra­men­tu usta­no­wio­ne­go przez Chry­stu­sa. Ponad­to, cho­ciaż wyda­je się on rozu­mieć, że mał­żeń­stwo rów­nież musi być zawie­ra­ne przez sza­fa­rzy Kościo­ła, nie moż­na zaprze­czyć, że stro­ny zawie­ra­ją­ce chrze­ści­jań­skie mał­żeń­stwo muszą kie­ro­wać się prze­pi­sa­mi kościel­ny­mi i nie mogą dzia­łać ina­czej niż jako sza­fa­rze pod­le­ga­ją­cy Kościo­ło­wi lub udzie­la­ją­cy sakra­men­tu. Jeśli jed­nak św. Tomasz w tym frag­men­cie przy­pi­su­je sakra­men­tal­ne­mu bło­go­sła­wień­stwu zbyt wiel­ki wpływ na isto­tę sakra­men­tu mał­żeń­stwa, to wyraź­nie popra­wia się w swo­im póź­niej­szym dzie­le „Sum­ma con­tra gen­ti­les“, w któ­rym nie­wąt­pli­wie umiesz­cza całą isto­tę sakra­men­tu we wza­jem­nej zgo­dzie uma­wia­ją­cych się stron: „Mał­żeń­stwo zatem, o ile pole­ga na zjed­no­cze­niu męż­czy­zny i kobie­ty, któ­rzy zamie­rza­ją spło­dzić i wycho­wać dzie­ci na chwa­łę Bożą, jest sakra­men­tem Kościo­ła; dla­te­go uma­wia­ją­ce się stro­ny są bło­go­sła­wio­ne przez sza­fa­rzy Kościo­ła. I jak w innych sakra­men­tach coś ducho­we­go jest ozna­cza­ne przez zewnętrz­ną cere­mo­nię, tak tutaj w tym sakra­men­cie zjed­no­cze­nie Chry­stu­sa i Kościo­ła jest typi­zo­wa­ne przez zjed­no­cze­nie męż­czy­zny i kobie­ty zgod­nie z Apo­sto­łem: „To jest wiel­ki sakra­ment, ale mówię w Chry­stu­sie i w Koście­le“. A ponie­waż sakra­men­ty skut­ku­ją tym, co ozna­cza­ją, jasne jest, że oso­by zawie­ra­ją­ce mał­żeń­stwo otrzy­mu­ją przez ten sakra­ment łaskę, dzię­ki któ­rej uczest­ni­czą w zjed­no­cze­niu Chry­stu­sa i Kościo­ła „. Stąd cała isto­ta i moc łaski mał­żeń­stwa pole­ga, według św. Toma­sza, na zjed­no­cze­niu męż­czy­zny i kobie­ty (w obec­no­ści kapła­na), a nie na dodat­ko­wym bło­go­sła­wień­stwie kapła­na zale­ca­nym przez Kościół.

To samo wyda­je się być praw­dą w odnie­sie­niu do frag­men­tu z Pio­tra de Palu­de cyto­wa­ne­go przez Canu­sa. Ponie­waż jego dzie­ło „Com­men­ta­rium in IV Librum Sen­ten­tia­rum“ nie jest tak łatwo dostęp­ne, może­my podać dokład­nie to wyda­nie, któ­re zosta­ło tutaj uży­te: Zawie­ra ono komen­tarz koń­co­wy: Expli­cit scrip­tum in quar­tum sen­ten­ta­rium Cla­ris­si­mi et Acu­tis­si­mi docto­ris Petri de Palu­de patriar­cha Hie­ro­so­ly­mi­ta­ni, ordi­nis fra­trum prædi­ca­to­rum per­qu­am dili­gen­tis­si­me Impres­sum Vene­tiis per Bonet­tum Loca­tel­lum Ber­go­men­sem man­da­to Nobi­lis viri Octa­via­ni Sco­ti Civis Modo­etien­sis Anno a nata­li par­tu Inte­me­ra­te Vir­gi­nis nona­ge­si­mo­ter­tio cum Quadrin­gen­te­si­mo supra mil­le­si­mum XII Kalen­das Octo­bris. “ Tutaj mówi wyraź­nie w dist. V., Q. xi (fol. 124, kol. 1): „Wyda­je się, że ten, kto zawie­ra mał­żeń­stwo w sta­nie grze­chu, nie grze­szy, cho­ciaż isto­ta mał­żeń­stwa pole­ga na wza­jem­nej zgo­dzie, któ­rą stro­ny wza­jem­nie wyra­ża­ją; ta zgo­da udzie­la sakra­men­tu, a nie kapła­na przez jego bło­go­sła­wień­stwo; on tyl­ko udzie­la sakra­men­tu“. Dalej, w dist. XXVI, q. iv (fol. 141, kol. 4), mówi: „Mał­żeń­stwo jest takie, że jego sku­tecz­ność nie opie­ra się na sza­fa­rzu Kościo­ła (kapła­nie). Jego isto­ta może zatem ist­nieć bez kapła­na, nie dla­te­go, że jest nie­zbęd­nym sakra­men­tem – cho­ciaż jest rze­czy­wi­ście nie­zbęd­ny dla ludz­kiej spo­łecz­no­ści, tak jak chrzest jest nie­zbęd­ny dla jed­nost­ki – ale dla­te­go, że jego sku­tecz­ność nie pocho­dzi od mini­stra Kościo­ła. Być może jed­nak nie jest zgod­ne z pra­wem zawie­ra­nie mał­żeń­stwa ina­czej niż w obec­no­ści Kościo­ła i przed kapła­nem, jeśli jest to moż­li­we“. Te frag­men­ty są jasne. Trud­no zro­zu­mieć, dla­cze­go Mel­chior Canus pró­bo­wał poprzeć swo­ją opi­nię sło­wa­mi otwie­ra­ją­cy­mi pierw­szy cytat. Przy­pusz­cza on, że ze słów „wyda­je się, że ten, kto zawie­ra mał­żeń­stwo w sta­nie grze­chu, nie grze­szy“ nale­ży wycią­gnąć wnio­sek, że de Palu­de ma na myśli w tym przy­pad­ku mał­żeń­stwo, któ­re nie jest sakra­men­tem; ponie­waż udzie­la­nie lub przyj­mo­wa­nie sakra­men­tu w sta­nie grze­chu jest grze­chem cięż­kim, świę­to­kradz­twem. Ale z dru­giej stro­ny nale­ży zauwa­żyć, że de Palu­de w jed­no­znacz­ny spo­sób dekla­ru­je, że wza­jem­na zgo­da jest udzie­le­niem sakra­men­tu. Sło­wa „wyda­je się“ wpro­wa­dza­ją jedy­nie trud­ność: czy wyra­ża to jego wła­sny pogląd, nie wyja­śnia, o ile zawar­cie mał­żeń­stwa ozna­cza przy­ję­cie sakra­men­tu; o ile jest to udzie­la­nie sakra­men­tu, uwa­ża za god­ne zaufa­nia, że udzie­la­nie sakra­men­tu w grze­chu jest dodat­ko­wym grze­chem tyl­ko w przy­pad­ku sza­fa­rzy wyświę­co­nych do udzie­la­nia sakra­men­tów, ale stro­ny zawie­ra­ją­ce mał­żeń­stwo nie są taki­mi szafarzami.

Opi­nia Canu­sa znaj­du­je nie­wiel­kie popar­cie w wypo­wie­dziach Ojców lub w listach papie­skich, któ­re stwier­dza­ją, że mał­żeń­stwo bez kapła­na jest uzna­wa­ne za bez­boż­ne, nie­go­dzi­we lub świę­to­krad­cze, że nie przy­no­si łaski Bożej, ale pro­wo­ku­je Jego gniew. Nie jest to nic wię­cej niż to, co Sobór Try­denc­ki mówi w roz­dzia­le „Tamet­si“ (XXIV, i, de ref. Matr.), a mia­no­wi­cie, że „Świę­ty Kościół Boży zawsze nie­na­wi­dził i zaka­zy­wał pota­jem­nych mał­żeństw“. Takie stwier­dze­nia nie zaprze­cza­ją sakra­men­tal­ne­mu cha­rak­te­ro­wi mał­żeń­stwa zawar­te­go w ten spo­sób; ale potę­pia­ją jako świę­to­kradz­two to przy­ję­cie sakra­men­tu, któ­re rze­czy­wi­ście otwie­ra źró­dło łaski, ale sta­wia prze­szko­dę na dro­dze sku­tecz­no­ści sakramentu.

Nie­mniej jed­nak przez dłu­gi czas opi­nia Canu­sa mia­ła swo­ich obroń­ców wśród teo­lo­gów potry­denc­kich. Nawet Pro­sper Lam­ber­ti­ni, jako Bene­dykt XIV, nie odło­żył na bok swo­je­go stwier­dze­nia, poda­ne­go w jego dzie­le „De syno­do dio­ece­sa­na“, VIII, xiii, że pogląd Canu­sa był „val­de pro­ba­bi­lis“, cho­ciaż jako papież nauczał cze­goś prze­ciw­ne­go jasno i wyraź­nie w swo­im liście do arcy­bi­sku­pa Goa. Dziś pogląd ten musi zostać odrzu­co­ny przez wszyst­kich kato­lic­kich teo­lo­gów i uzna­ny co naj­mniej za fał­szy­wy. Wnio­ski, któ­re nie były roz­wa­ża­ne przez twór­ców tej opi­nii, ale wyde­du­ko­wa­ne póź­niej i wyko­rzy­sta­ne w prak­ty­ce prze­ciw­ko pra­wom Kościo­ła, zmu­si­ły kolej­nych papie­ży do jej for­mal­ne­go potę­pie­nia. Pod­po­rząd­ko­wa­ni kato­li­cy i nadwor­ni teo­lo­go­wie szcze­gól­nie uzna­li ją za uży­tecz­ną jako uza­sad­nie­nie wła­dzy świec­kiej w sta­no­wie­niu praw doty­czą­cych waż­no­ści i nie­waż­no­ści, prze­szkód ducho­wych i tym podob­nych. Jeśli bowiem sakra­ment pole­gał na kapłań­skim bło­go­sła­wień­stwie, a umo­wa, jak nigdy nie wąt­pio­no, na wza­jem­nej zgo­dzie stron, to oczy­wi­ście umo­wa i sakra­ment muszą być roz­dzie­lo­ne; ten pierw­szy musiał poprze­dzać jako fun­da­ment; na nim, jako mate­rii, opie­rał się sakra­ment, któ­ry miał miej­sce poprzez bło­go­sła­wień­stwo kapła­na. Ale umo­wy, któ­re wpły­wa­ją na życie spo­łecz­ne i cywil­ne, pod­le­ga­ją wła­dzy pań­stwo­wej, tak że może ona wpro­wa­dzać takie regu­la­cje i ogra­ni­cze­nia, nawet w odnie­sie­niu do ich waż­no­ści, jakie uzna za koniecz­ne dla dobra publicz­ne­go. Ten prak­tycz­ny wnio­sek został wycią­gnię­ty w szcze­gól­no­ści przez Mar­ka Anto­niu­sa de Domi­nis, bisku­pa Spo­le­to, póź­niej apo­sta­tę, w jego pra­cy „De repu­bli­ca ecc­le­sia­sti­ca“ (V, xi, 22) oraz przez Lau­noya w jego pra­cy „Regia in matri­mo­nio pote­stas“ (I, ix sqq.). W poło­wie ubie­głe­go wie­ku Nepo­muk Nuytz, pro­fe­sor Uni­wer­sy­te­tu w Tury­nie, bro­nił tej opi­nii z nową ener­gią, aby zapew­nić pod­sta­wę praw­ną dla usta­wo­daw­stwa cywil­ne­go doty­czą­ce­go mał­żeń­stwa. Pra­ca Nuyt­za zosta­ła następ­nie wyraź­nie potę­pio­na przez Piu­sa IX w liście apo­stol­skim z 22 sierp­nia 1851 r., w któ­rym papież uznał za fał­szy­we w szcze­gól­no­ści nastę­pu­ją­ce tezy: Sakra­ment mał­żeń­stwa jest tyl­ko czymś, co doda­je się do umo­wy mał­żeń­skiej i co może być od niej oddzie­lo­ne; sakra­ment pole­ga tyl­ko na bło­go­sła­wień­stwie mał­żeń­stwa. Pro­po­zy­cje te są zawar­te w „Syl­la­bu­sie“ z 8 grud­nia 1864 r. i muszą zostać odrzu­co­ne przez wszyst­kich kato­li­ków. W podob­ny spo­sób Leon XIII wyra­ża się w cyto­wa­nej powy­żej ency­kli­ce „Arca­num“. Mówi on: „Jest rze­czą pew­ną, że w chrze­ści­jań­skim mał­żeń­stwie umo­wa jest nie­ro­ze­rwal­nie zwią­za­na z sakra­men­tem; z tego powo­du umo­wa nie może być praw­dzi­wa i pra­wo­wi­ta, nie będąc jed­no­cze­śnie sakra­men­tem. Chry­stus nasz Pan nadał mał­żeń­stwu god­ność sakra­men­tu; ale mał­żeń­stwo jest samą umo­wą, ile­kroć umo­wa ta jest zawar­ta zgod­nie z pra­wem.… Stąd jasne jest, że wśród chrze­ści­jan każ­de praw­dzi­we mał­żeń­stwo jest samo w sobie i samo przez się sakra­men­tem; i że nic nie może być dal­sze od praw­dy niż twier­dze­nie, że sakra­ment jest pew­nym dodat­ko­wym orna­men­tem lub zewnętrz­nym dodat­kiem, któ­ry moż­na oddzie­lić i ode­rwać od umo­wy według kapry­su człowieka „.

Ponie­waż zatem z punk­tu widze­nia Kościo­ła jest pew­ne, że mał­żeń­stwo jako sakra­ment jest speł­nia­ne tyl­ko za obo­pól­ną zgo­dą uma­wia­ją­cych się stron, kwe­stią dru­go­rzęd­ną jest to, w jaki spo­sób i w jakim sen­sie nale­ży przyj­mo­wać mate­rię i for­mę tego sakra­men­tu. Pogląd, któ­ry naj­traf­niej to wyja­śnia, jest być może tym, któ­ry jest dziś powszech­nie roz­po­wszech­nio­ny; w każ­dej umo­wie nale­ży roz­róż­nić dwa ele­men­ty: ofia­ro­wa­nie pra­wa i jego przy­ję­cie; pierw­szy jest pod­sta­wą, dru­gi jest praw­nym dopeł­nie­niem. To samo odno­si się do sakra­men­tal­ne­go kon­trak­tu mał­żeń­skie­go; tak dale­ce, jak ofia­ro­wa­nie pra­wa mał­żeń­skie­go jest zawar­te we wza­jem­nej dekla­ra­cji zgo­dy, mamy mate­rię sakra­men­tów, a tak dale­ce, jak wza­jem­na akcep­ta­cja jest w nich zawar­ta, mamy formę.

Aby zakoń­czyć nasze docie­ka­nia doty­czą­ce isto­ty sakra­men­tu mał­żeń­stwa, jego mate­rii i for­my oraz jego sza­fa­rza, musi­my jesz­cze wspo­mnieć o teo­rii, któ­ra była bro­nio­na przez kil­ku praw­ni­ków śre­dnio­wie­cza i zosta­ła odno­wio­na przez dr Jos. Fre­ise­na („Geschich­te des cano­ni­schen Ehe­rechts“, Tybin­ga, 1888). Zgod­nie z nią mał­żeń­stwo w ści­słym zna­cze­niu, a zatem mał­żeń­stwo jako sakra­ment, nie zosta­je zawar­te, dopó­ki do zgo­dy nie zosta­nie doda­ne skon­su­mo­wa­nie mał­żeń­stwa. Jest to zatem skon­su­mo­wa­nie, któ­re sta­no­wi mate­rię lub for­mę. Ponie­waż jed­nak Fre­isen wyco­fał się z tej opi­nii, któ­rej nie moż­na było zhar­mo­ni­zo­wać z defi­ni­cja­mi Kościo­ła, nie jest ona już przed­mio­tem zain­te­re­so­wa­nia. Pogląd ten wywo­dzi się z fak­tu, że mał­żeń­stwo, zgod­nie z naka­zem Chry­stu­sa, jest abso­lut­nie nie­ro­ze­rwal­ne. Z dru­giej stro­ny, jest nie­za­prze­czal­nym naucza­niem i prak­ty­ką Kościo­ła, że pomi­mo obo­pól­nej zgo­dy, mał­żeń­stwo może zostać roz­wią­za­ne przez pro­fe­sję zakon­ną lub dekla­ra­cję papie­ża; stąd god­ny wnio­sek, że nie było praw­dzi­we­go mał­żeń­stwa przed skon­su­mo­wa­niem, ponie­waż wpraw­dzie ani pro­fe­sja zakon­na, ani dekla­ra­cja papie­ska nie mogą póź­niej spo­wo­do­wać roz­wią­za­nia. Błąd pole­ga na przy­ję­ciu nie­ro­ze­rwal­no­ści w zna­cze­niu, któ­re­go Kościół nigdy nie utrzy­my­wał. W jed­nym przy­pad­ku, to praw­da, zgod­nie z wcze­śniej­szym pra­wem kościel­nym, wcze­śniej­sza rela­cja zwy­kłe­go narze­czeń­stwa mię­dzy męż­czy­zną i kobie­tą sta­ła się legal­nym mał­żeń­stwem (a zatem sakra­men­tem mał­żeń­stwa), a mia­no­wi­cie, gdy po waż­nych zarę­czy­nach nastą­pi­ła kon­sump­cja. Ist­nia­ło domnie­ma­nie praw­ne, że w tym przy­pad­ku zarę­czo­ne stro­ny chcia­ły jak naj­bar­dziej zmniej­szyć grzesz­ność swo­je­go dzia­ła­nia, a zatem doko­na­ły go z zamia­rem zawar­cia mał­żeń­stwa, a nie cudzo­łó­stwa. Sku­tecz­ną przy­czy­ną umo­wy mał­żeń­skiej, a tak­że sakra­men­tu, była nawet w tym przy­pad­ku wza­jem­na inten­cja zawar­cia mał­żeń­stwa, cho­ciaż nie wyra­żo­no jej w zwy­kły spo­sób. To praw­ne domnie­ma­nie usta­ło 5 lute­go 1892 r. na mocy dekre­tu Leona XIII, ponie­waż sta­ło się prze­sta­rza­łe wśród wier­nych i nie było już dosto­so­wa­ne do aktu­al­nych warunków.

Różnica między sakramentem małżeństwa a innymi sakramentami

Z tego wszyst­kie­go, co zosta­ło powie­dzia­ne, jasno wyni­ka, że cho­ciaż mał­żeń­stwo, jako zewnętrz­ny znak łaski, a tak­że wytwa­rza łaskę wewnętrz­ną, ma natu­rę wspól­ną dla wszyst­kich sakra­men­tów, to jed­nak, postrze­ga­ne jako znak zewnętrz­ny, jest wyjąt­ko­we i bar­dzo róż­ni się od innych sakra­men­tów. Zewnętrz­nym zna­kiem jest umo­wa; stąd mał­żeń­stwo, nawet jako sku­tecz­ny znak lub sakra­ment, ma wła­śnie natu­rę i jakość umo­wy, a jego waż­ność zale­ży od zasad waż­no­ści umów. I tak jak może­my roz­róż­nić mię­dzy umo­wą w jej powsta­niu i umo­wą w jej trwa­niu, tak może­my roz­róż­nić mię­dzy sakra­men­tem mał­żeń­stwa in fie­ri i in fac­to esse. Sakra­men­tem in fie­ri jest wspo­mnia­na wyżej wza­jem­na dekla­ra­cja zgo­dy; sakra­men­tem in fac­to esse jest Boska więź, któ­ra łączy oso­by pozo­sta­ją­ce w związ­ku mał­żeń­skim na całe życie. W więk­szo­ści innych sakra­men­tów rów­nież ist­nie­je to roz­róż­nie­nie mię­dzy sakra­men­tem in fie­ri i in fac­to esse; ale trwa­nie innych sakra­men­tów opie­ra się głów­nie na nie­do­pusz­czal­nym cha­rak­te­rze, jaki wywie­ra­ją na duszę przyj­mu­ją­ce­go. Ina­czej jest w przy­pad­ku mał­żeń­stwa; w duszy przyj­mu­ją­ce­go nie ma mowy o żad­nym nowym fizycz­nym bycie lub spo­so­bie bycia, ale o związ­ku praw­nym, któ­ry z regu­ły może zostać zerwa­ny tyl­ko przez śmierć, cho­ciaż w indy­wi­du­al­nych przy­pad­kach może zostać unie­waż­nio­ny, pod warun­kiem, że mał­żeń­stwo nie zosta­ło skon­su­mo­wa­ne. Pod tym wzglę­dem mał­żeń­stwo, zwłasz­cza jako sakra­ment, róż­ni się od innych umów, ponie­waż nie pod­le­ga wol­nej woli jed­no­stek. Oczy­wi­ście wybór part­ne­ra, a zwłasz­cza zawar­cie lub nie­za­war­cie mał­żeń­stwa, pod­le­ga­ją wol­nej woli jed­no­stek; ale jakie­kol­wiek odwo­ła­nie lub istot­na zmia­na warun­ków jest poza wła­dzą uma­wia­ją­cych się stron; isto­ta sakra­men­tu umow­ne­go jest regu­lo­wa­na przez Boga.

Jesz­cze więk­sze zna­cze­nie ma aspekt kon­trak­to­wy sakra­men­tu in fie­ri. W przy­pad­ku innych sakra­men­tów warun­ko­wa admi­ni­stra­cja jest dopusz­czal­na tyl­ko w wąskich gra­ni­cach. Mogą ist­nieć tyl­ko kwe­stie doty­czą­ce warun­ków teraź­niej­szych lub prze­szłych, któ­re, w zależ­no­ści od tego, czy zosta­ły zwe­ry­fi­ko­wa­ne, czy też nie, dopusz­cza­ją lub unie­moż­li­wia­ją waż­ne udzie­le­nie sakra­men­tu. Ale gene­ral­nie nawet te warun­ki nie mają wpły­wu na waż­ność; są one doko­ny­wa­ne ze wzglę­du na więk­szą cześć, aby unik­nąć nawet pozo­rów uzna­nia pro­ce­du­ry sakra­men­tal­nej za bez­u­ży­tecz­ną. Sakra­ment mał­żeń­stwa, prze­ciw­nie, we wszyst­kich tych kwe­stiach podą­ża za natu­rą umo­wy. Dopusz­cza warun­ki nie tyl­ko z prze­szło­ści i teraź­niej­szo­ści, ale tak­że warun­ki przy­szłe, któ­re opóź­nia­ją udzie­le­nie sakra­men­tu do cza­su ich speł­nie­nia. W momen­cie ich speł­nie­nia sakra­ment i udzie­le­nie łaski ma miej­sce na mocy wza­jem­nej zgo­dy wyra­żo­nej wcze­śniej i nadal trwa­ją­cej. Isto­cie sakra­men­tu mał­żeń­stwa prze­ciw­sta­wia­ją się jedy­nie warun­ki nie­mia­ro­daj­ne, ponie­waż pole­ga on na nie­ro­ze­rwal­nej umo­wie. Wszel­kie takie warun­ki, jak rów­nież wszyst­kie inne, któ­re sprze­ci­wia­ją się wewnętrz­nej natu­rze mał­żeń­stwa, skut­ku­ją nie­waż­no­ścią zarów­no umo­wy, jak i sakramentu.

Kolej­ną cechą sakra­men­tu mał­żeń­stwa, któ­rej nie posia­da­ją inne sakra­men­ty, jest to, że może on być spra­wo­wa­ny bez oso­bi­stej obec­no­ści wza­jem­nych sza­fa­rzy i przyj­mu­ją­cych. Zgod­na umo­wa może być zawar­ta zarów­no na piśmie, jak i ust­nie, przez peł­no­moc­ni­ka, jak i oso­bi­ście. Dla­te­go meto­dy te nie są sprzecz­ne z waż­no­ścią sakra­men­tu. Oczy­wi­ście, zgod­nie z pra­wem kościel­nym, for­mą wyma­ga­ną do waż­no­ści jest, co do zasa­dy, oso­bi­ste, wza­jem­ne oświad­cze­nie zgo­dy przed świad­ka­mi; ale jest to wymóg doda­ny do natu­ry mał­żeń­stwa i pra­wa Boże­go, któ­ry Kościół może zatem odło­żyć na bok i od któ­re­go może odstą­pić w indy­wi­du­al­nych przy­pad­kach. Nawet zawar­cie mał­żeń­stwa przez upo­waż­nio­nych przed­sta­wi­cie­li nie jest abso­lut­nie wyklu­czo­ne. W takim przy­pad­ku jed­nak przed­sta­wi­ciel ten nie może być nazy­wa­ny sza­fa­rzem, a tym bar­dziej przyj­mu­ją­cym sakra­ment, a jedy­nie agen­tem lub pośred­ni­kiem. Dekla­ra­cja zgo­dy zło­żo­na przez nie­go jest waż­na tyl­ko w takim stop­niu, w jakim repre­zen­tu­je i zawie­ra zgo­dę jego moco­daw­cy; to ten ostat­ni skut­ku­je umo­wą i sakra­men­tem, stąd moco­daw­ca jest sza­fa­rzem sakra­men­tu. To moco­daw­ca, a nie agent, otrzy­mu­je zgo­dę i poślu­bia dru­gą stro­nę, a zatem rów­nież przyj­mu­je sakra­ment. Nie ma zna­cze­nia, czy moco­daw­ca, dokład­nie w momen­cie wyra­że­nia zgo­dy przez swo­je­go agen­ta, ma uży­wa­nie rozu­mu lub świa­do­mo­ści, czy też jest jej pozba­wio­ny (np. przez sen); jak tyl­ko wza­jem­na zgo­da zosta­nie udzie­lo­na, sakra­ment powsta­je wraz z umo­wą, a udzie­le­nie łaski ma miej­sce w tym samym cza­sie, pod warun­kiem, że żad­na prze­szko­da nie zosta­nie posta­wio­na na dro­dze do tego skut­ku. Rze­czy­wi­ste uży­cie rozu­mu nie jest do tego wyma­ga­ne bar­dziej niż w przy­pad­ku chrztu nie­mow­lę­cia lub skraj­ne­go namasz­cze­nia oso­by nie­przy­tom­nej. W przy­pad­ku mał­żeń­stwa może się nawet zda­rzyć, że zgo­da, któ­ra zosta­ła udzie­lo­na wie­le lat temu, dopie­ro teraz sta­je się sku­tecz­na. Dzie­je się tak w przy­pad­ku tzw. sana­tio in radi­ce. Dzię­ki temu prze­szko­da kościel­na, dotych­czas unie­waż­nia­ją­ca mał­żeń­stwo, zosta­je usu­nię­ta przez wła­dzę kościel­ną, a wza­jem­na zgo­da wyra­żo­na wcze­śniej bez wie­dzy o prze­szko­dzie zosta­je uzna­na za zgod­ną z pra­wem, pod warun­kiem, że ist­nie­je pew­ność, że zgo­da ta była zwy­cza­jo­wo kon­ty­nu­owa­na zgod­nie z jej pier­wot­ną inten­cją. W momen­cie dys­pen­sy kościel­nej pier­wot­na zgo­da sta­je się sku­tecz­ną przy­czy­ną sakra­men­tu, a dotych­czas domnie­ma­ni, ale teraz praw­dzi­wi mał­żon­ko­wie otrzy­mu­ją sakra­men­tal­ny sku­tek we wzro­ście łaski uświę­ca­ją­cej, pod warun­kiem, że nie sta­wia­ją prze­szko­dy na drodze.

Zakres małżeństwa sakramentalnego

Jak już wie­lo­krot­nie pod­kre­śla­li­śmy, nie każ­de mał­żeń­stwo jest praw­dzi­wym sakra­men­tem, ale tyl­ko mał­żeń­stwa mię­dzy chrze­ści­ja­na­mi. Chrze­ści­ja­ni­nem w uzna­nym tu zna­cze­niu sta­je się i pozo­sta­je się przez waż­ny chrzest. Dla­te­go tyl­ko ten, kto został waż­nie ochrzczo­ny, może zawrzeć mał­żeń­stwo, któ­re jest sakra­men­tem; ale każ­dy może je zawrzeć, kto został waż­nie ochrzczo­ny, nie­za­leż­nie od tego, czy pozo­stał wier­ny wie­rze chrze­ści­jań­skiej, czy stał się here­ty­kiem, a nawet nie­wier­nym. Takie zawsze było naucza­nie i prak­ty­ka Kościo­ła. Przez chrzest czło­wiek „sta­je się człon­kiem Chry­stu­sa i zosta­je włą­czo­ny w cia­ło Kościo­ła“, jak stwier­dzo­no w Dekre­cie Flo­renc­kim dla Ormian; jeśli cho­dzi o pra­wo, pozo­sta­je on nie­odwo­łal­nie pod­da­ny Kościo­ło­wi, a zatem w kwe­stiach praw­nych zawsze nale­ży go uwa­żać za chrze­ści­ja­ni­na. Stąd też ogól­ną zasa­dą jest, że wszy­scy ochrzcze­ni pod­le­ga­ją powszech­ne­mu pra­wu kościel­ne­mu, zwłasz­cza pra­wu mał­żeń­skie­mu, chy­ba że Kościół uczy­ni wyją­tek dla poszcze­gól­nych przy­pad­ków lub klas. Dla­te­go nie tyl­ko mał­żeń­stwo mię­dzy kato­li­ka­mi, ale tak­że mał­żeń­stwo zawar­te przez człon­ków róż­nych sekt, któ­re zacho­wa­ły chrzest i waż­nie chrzczą, jest nie­wąt­pli­wie sakra­men­tem. Nie ma zna­cze­nia, czy nie­ka­to­lik uwa­ża mał­żeń­stwo za sakra­ment, czy nie, ani czy zamie­rza zawrzeć sakra­ment, czy nie. Jeśli tyl­ko zamie­rza zawrzeć praw­dzi­we mał­żeń­stwo i wyra­zi wyma­ga­ną zgo­dę, ta inten­cja i to wyra­że­nie są wystar­cza­ją­ce do usta­no­wie­nia sakra­men­tu. Jeśli jed­nak jest on cał­ko­wi­cie zde­cy­do­wa­ny nie zawie­rać sakra­men­tu, to oczy­wi­ście zawar­cie sakra­men­tu było­by wyklu­czo­ne, ale umo­wa mał­żeń­ska była­by rów­nież nie­waż­na. Z Boskie­go roz­po­rzą­dze­nia wyni­ka, że mał­żeń­stwo chrze­ści­jań­skie musi być sakra­men­tem; nie jest w mocy uma­wia­ją­cych się stron usu­nię­cie cze­go­kol­wiek z jego natu­ry, a oso­ba, któ­ra ma zamiar to zro­bić, unie­waż­nia całą cere­mo­nię. Jest zatem pew­ne, że mał­żeń­stwo zawar­te mię­dzy oso­ba­mi ochrzczo­ny­mi jest sakra­men­tem, nawet tak zwa­ne mał­żeń­stwo mie­sza­ne mię­dzy kato­li­kiem a nie­ka­to­li­kiem, pod warun­kiem, że nie­ka­to­lik został waż­nie ochrzczo­ny. Rów­nie pew­ne jest, że mał­żeń­stwo mię­dzy oso­ba­mi nie­ochrz­czo­ny­mi nie jest sakra­men­tem w ści­słym tego sło­wa znaczeniu.

Ist­nie­je jed­nak duża nie­pew­ność co do tego, jak nale­ży trak­to­wać te mał­żeń­stwa, któ­re ist­nie­ją legal­nie i waż­nie mię­dzy oso­bą ochrzczo­ną a nie­ochrz­czo­ną. Takie mał­żeń­stwa mogą być zawie­ra­ne na dwa spo­so­by. Po pierw­sze, mał­żeń­stwo może zostać zawar­te mię­dzy nie­wie­rzą­cy­mi, z któ­rych jeden sta­je się chrze­ści­ja­ni­nem, pod­czas gdy dru­gi pozo­sta­je nie­wie­rzą­cy. (Wie­rzą­cy i nie­wie­rzą­cy są tutaj rozu­mia­ni w zna­cze­niu ochrzczo­ny i nie­ochrz­czo­ny). Mał­żeń­stwo zawar­te waż­nie, gdy obo­je byli nie­wie­rzą­cy, nadal ist­nie­je i cho­ciaż w pew­nych oko­licz­no­ściach jest roz­wią­za­ne, nie jest unie­waż­nio­ne tyl­ko z powo­du chrztu jed­nej ze stron, ponie­waż, jak mówi Inno­cen­ty III (w IV, xix, 8), „przez sakra­ment chrztu mał­żeń­stwo nie zosta­je roz­wią­za­ne, ale grze­chy są odpusz­czo­ne“, a św. Paweł wyraź­nie stwier­dza (1 Koryn­tian 7:12 sq.): „Jeśli­by kto miał żonę nie­wie­rzą­cą, a zgo­dzi­ła­by się miesz­kać z nim, niech jej nie odda­la. A jeśli któ­ra nie­wia­sta ma męża nie­wie­rzą­ce­go, a ten zga­dza się z nią miesz­kać, niech nie odda­la męża swe­go“. Jest tu zatem mowa o mał­żeń­stwie, któ­re następ­nie prze­kształ­ci­ło się w mał­żeń­stwo mię­dzy ochrzczo­ny­mi i nie­ochrz­czo­ny­mi. Po dru­gie, może cho­dzić o mał­żeń­stwo, któ­re od począt­ku było mał­żeń­stwem mie­sza­nym, tj. zawar­tym mię­dzy wie­rzą­cym a nie­wie­rzą­cym. Zgod­nie z pra­wem kościel­nym, takie mał­żeń­stwo nie może mieć miej­sca bez dys­pen­sy od Kościo­ła, któ­ry uczy­nił róż­ni­cę kul­tu mię­dzy ochrzczo­ny­mi i nie­ochrz­czo­ny­mi prze­szko­dą ducho­wą. W odnie­sie­niu do obu rodza­jów mał­żeństw mie­sza­nych moż­na zadać pyta­nie, czy mają one cha­rak­ter sakra­men­tu i czy skut­ku­ją udzie­le­niem łaski przy­naj­mniej stro­nie ochrzczo­nej. Jeśli cho­dzi o stro­nę nie­ochrz­czo­ną, nie może być mowy o sakra­men­cie lub łasce sakra­men­tal­nej, ponie­waż chrzest jest bra­mą do innych sakra­men­tów, z któ­rych żaden nie może być waż­nie przy­ję­ty przed nim.

Opi­nie teo­lo­gów na ten temat znacz­nie się róż­nią. Nie­któ­rzy utrzy­mu­ją, że w obu rodza­jach mał­żeństw mie­sza­nych stro­na ochrzczo­na otrzy­mu­je łaskę sakra­men­tu; inni zaprze­cza­ją temu w przy­pad­ku mał­żeń­stwa zawar­te­go przez nie­wie­rzą­cych, któ­re następ­nie sta­je się mał­żeń­stwem mie­sza­nym, i potwier­dza­ją to w przy­pad­ku mał­żeń­stwa zawar­te­go przez wie­rzą­ce­go z nie­wie­rzą­cym na mocy dys­pen­sy Kościo­ła; trze­cia kla­sa ponow­nie zaprze­cza, że w obu przy­pad­kach ist­nie­je sakra­ment lub łaska sakra­men­tal­na. Pierw­szy pogląd został uzna­ny za praw­do­po­dob­ny przez Pal­mie­rie­go (De matri­mo­nio chri­stia­no, cap. ii, thes. ii, Append. 8. 3), Ros­set (De sacra­men­to matri­mo­nii, I, 350) i inni; dru­gi przez star­szych auto­rów, Soto, Tour­nély, Col­let, a wśród naj­now­szych auto­rów, zwłasz­cza przez Per­ro­ne (De matri­mo­nio chri­stia­no, I, 306–311); Sas­se i Chri­stian Pesch dekla­ru­ją przy­naj­mniej na korzyść sakra­men­tal­ne­go cha­rak­te­ru mał­żeń­stwa zawar­te­go z dys­pen­są kościel­ną mię­dzy oso­bą ochrzczo­ną a nie­ochrz­czo­ną, ale nie wyra­ża­ją opi­nii w dru­gim przy­pad­ku. Trze­cia opi­nia jest pod­trzy­my­wa­na przez Vasqu­eza i Tho­ma­sa San­che­za i jest obec­nie ener­gicz­nie bro­nio­na przez Bil­lo­ta (De sacra­men­tis: II, De matri­mo­nio, teza xxxviii, sek. 3) i Wer­n­za (Jus Decre­ta­lium, IV, v, 44).

Żad­na ze stron nie przed­sta­wia prze­ko­nu­ją­cych dowo­dów. Być może naj­słab­sze powo­dy zosta­ły przy­to­czo­ne dla opi­nii, któ­ra w odnie­sie­niu do mał­żeń­stwa zawar­te­go przez nie­wie­rzą­cych doma­ga się sakra­men­tal­no­ści i łaski sakra­men­tal­nej po chrzcie dla stro­ny, któ­ra po zawar­ciu mał­żeń­stwa zosta­ła ochrzczo­na. Pod­sta­wy te są w więk­szo­ści nega­tyw­ne; na przy­kład nie ma powo­du, dla któ­re­go oso­ba nie­ochrz­czo­na nie mia­ła­by udzie­lać sakra­men­tu, jak to wyraź­nie ma miej­sce w przy­pad­ku chrztu; lub dla­cze­go sku­tek sakra­men­tal­ny nie miał­by mieć miej­sca w jed­nej ze stron, co nie może mieć miej­sca w dru­giej, jak w przy­pad­ku mał­żeń­stwa mię­dzy ochrzczo­ny­mi oso­ba­mi, w któ­rym jed­na stro­na jest w sta­nie łaski, a dru­ga nie, tak że sakra­ment mał­żeń­stwa udzie­la łaski pierw­szej, ale nie dru­giej. Poza tym nie jest wła­ści­we, aby oso­ba ochrzczo­na była cał­ko­wi­cie pozba­wio­na łaski. Prze­ciw­ko takie­mu poglą­do­wi prze­ma­wia god­ny uwa­gi fakt, że mał­żeń­stwo zawar­te w nie­wier­no­ści jest nadal nie­roz­wią­zy­wal­ne, nawet po latach jego trwa­nia, czy to na mocy przy­wi­le­ju Paw­ło­we­go, czy też na mocy ple­nar­ne­go auto­ry­te­tu Sto­li­cy Apo­stol­skiej. A jed­nak zawsze było zasa­dą wśród teo­lo­gów, że matri­mo­nium ratum et con­sum­ma­tum (tj. mał­żeń­stwo, któ­re ma cha­rak­ter sakra­men­tal­ny i jest następ­nie skon­su­mo­wa­ne) jest na mocy Pra­wa Boże­go abso­lut­nie nie­ro­ze­rwal­ne, tak że nawet Sto­li­ca Apo­stol­ska nie może go roz­wią­zać na jakiej­kol­wiek pod­sta­wie. Stąd wyda­je się wyni­kać, że mał­żeń­stwo, o któ­rym mowa, nie jest sakramentem.

Odwró­co­ny argu­ment, wraz ze wspo­mnia­nym powy­żej powo­dem zdat­no­ści, prze­ma­wia za sakra­men­tal­no­ścią mał­żeń­stwa zawar­te­go za dys­pen­są kościel­ną mię­dzy oso­bą ochrzczo­ną a nie­ochrz­czo­ną. Takie mał­żeń­stwo, raz skon­su­mo­wa­ne, jest abso­lut­nie nie­ro­ze­rwal­ne, tak jak skon­su­mo­wa­ne mał­żeń­stwo mię­dzy dwie­ma ochrzczo­ny­mi oso­ba­mi; w żad­nym wypad­ku nie moż­na odwo­łać się do przy­wi­le­ju Paw­ło­we­go, ani też Rzym nie udzie­li żad­ne­go inne­go roz­wią­za­nia (doku­men­ty patrz Lehm­kuhl, „The­ol. Mor.“, II, 928). Kolej­nym powo­dem jest to, że Kościół rości sobie pra­wo do jurys­dyk­cji nad taki­mi mał­żeń­stwa­mi mie­sza­ny­mi, usta­na­wia dla nich bez­po­śred­nie prze­szko­dy i udzie­la dys­pens. Tę wła­dzę w odnie­sie­niu do mał­żeństw Pius VI opie­ra na ich sakra­men­tal­no­ści; stąd wyda­je się, że oma­wia­ne mał­żeń­stwo powin­no być zali­czo­ne do mał­żeństw będą­cych sakra­men­ta­mi. Sło­wa Piu­sa VI w liście do bisku­pa Muti­li są nastę­pu­ją­ce: „Jeśli zatem te spra­wy (mówi o mał­żeń­stwie) nale­żą wyłącz­nie do forum kościel­ne­go z żad­ne­go inne­go powo­du, jak tyl­ko dla­te­go, że umo­wa mał­żeń­ska jest praw­dzi­wie i wła­ści­wie jed­nym z sied­miu sakra­men­tów Pra­wa Ewan­ge­lii, to sko­ro ten sakra­men­tal­ny cha­rak­ter jest nie­od­łącz­ny od wszyst­kich spraw mał­żeń­skich, wszyst­kie one muszą pod­le­gać wyłącz­nej jurys­dyk­cji Kościoła“.

Jed­nak te argu­men­ty rów­nież nie są prze­ko­nu­ją­ce. Po pierw­sze, wie­lu zaprze­cza, że mał­żeń­stwa mie­sza­ne, o któ­rych mowa, odno­szą się wyłącz­nie do jurys­dyk­cji Kościo­ła, ale twier­dzą, że pań­stwo rów­nież ma pew­ne pra­wo; tyl­ko w przy­pad­ku kon­flik­tu Kościół ma pierw­szeń­stwo; wyłącz­ne pra­wo Kościo­ła ogra­ni­cza się do mał­żeństw mię­dzy dwie­ma ochrzczo­ny­mi oso­ba­mi. Kościół posia­da rów­nież pew­ną wła­dzę, bez wąt­pie­nia, nad wszyst­ki­mi mał­żeń­stwa­mi zawar­ty­mi w nie­wier­no­ści, gdy tyl­ko jed­na ze stron przyj­mie chrzest, ale to nie dowo­dzi sakra­men­tal­no­ści, po nawró­ce­niu jed­nej ze stron, mał­żeń­stwa zawar­te­go przez nie­wier­nych. Co wię­cej, nie jest pew­ne, czy spra­wy doty­czą­ce natu­ry mał­żeń­stwa chrze­ści­jań­skie­go pod­le­ga­ją wła­dzy kościel­nej tyl­ko z tego powo­du, że mał­żeń­stwo chrze­ści­jań­skie zosta­ło pod­nie­sio­ne do god­no­ści sakra­men­tu, czy też z bar­dziej ogól­ne­go powo­du, że jest ono rze­czą świę­tą i reli­gij­ną. W cyto­wa­nym powy­żej doku­men­cie Pius VI nie podej­mu­je żad­nej decy­zji w tej kwe­stii. Jeśli ten dru­gi powód jest sam w sobie wystar­cza­ją­cy, to wnio­sek jest tym bar­dziej pew­ny, jeśli, jak mówi Pius VI, „pod­nie­sie­nie do god­no­ści sakra­men­tu“ jest trak­to­wa­ne jako powód. W rze­czy­wi­sto­ści pod­nie­sie­nie mał­żeń­stwa do ran­gi sakra­men­tu może z powo­dze­niem słu­żyć jako pod­sta­wa wła­dzy kościel­nej, nawet w odnie­sie­niu do mał­żeń­stwa, któ­re jest jedy­nie nie­do­szłym sakramentem.

Jako pozy­tyw­ny dowód prze­ciw­ko sakra­men­tal­no­ści mał­żeństw mie­sza­nych, z któ­ry­mi mamy do czy­nie­nia, zwo­len­ni­cy trze­ciej opi­nii pod­kre­śla­ją natu­rę mał­żeń­stwa jako umo­wy. Mał­żeń­stwo jest nie­po­dziel­ną umo­wą, któ­ra nie może być jed­ną rze­czą dla jed­nej stro­ny, a inną dla dru­giej. Jeśli nie może być sakra­men­tem dla jed­nej stro­ny, to nie może być sakra­men­tem dla dru­giej. Umo­wa in fac­to esse nie jest tak napraw­dę bytem, któ­ry ist­nie­je w stro­nach, ale raczej rela­cją mię­dzy nimi, a nawet rela­cją tego same­go rodza­ju po obu stro­nach. Nie może to być sakra­ment in fac­to esse, jeśli w jed­nej ze stron pod­sta­wa rela­cji nie ma cha­rak­te­ru sakra­men­tal­ne­go. Jeśli jed­nak umo­wa in fac­to esse nie jest sakra­men­tem, to fak­tycz­ne zawar­cie mał­żeń­stwa nie może być sakra­men­tem in fie­ri. Gdy­by prze­ciw­na opi­nia była popraw­na, umo­wa była­by raczej kiep­ska, tj. moc­niej­sza u stro­ny wie­rzą­cej niż u nie­ochrz­czo­nej, ponie­waż więk­sza sta­łość chrze­ści­jań­skie­go mał­żeń­stwa wyni­ka wła­śnie z jego cha­rak­te­ru jako sakra­men­tu. Ale taki nie­rów­ny waru­nek wyda­je się sprzecz­ny z natu­rą mał­żeń­stwa. Gdy­by jed­nak twier­dzić, że w nad­zwy­czaj­nych przy­pad­kach mał­żeń­stwa mie­sza­ne mogą być roz­wią­zy­wa­ne tak samo, jak mał­żeń­stwa zawie­ra­ne przez dwie oso­by nie­ochrz­czo­ne, wnio­sek ten nale­ży odrzu­cić. Pomi­ja­jąc kwe­stię, czy wewnętrz­na sta­łość sama w sobie nie wyklu­cza takie­go roz­wią­za­nia, jest cał­kiem pew­ne, że zewnętrz­nie takie mał­żeń­stwa mie­sza­ne są zabez­pie­czo­ne naj­peł­niej­szą nie­ro­ze­rwal­no­ścią, lub inny­mi sło­wy, że Kościół, któ­ry przez swo­ją apro­ba­tę uczy­nił je moż­li­wy­mi, czy­ni je rów­nież nie­ro­ze­rwal­ny­mi przez swo­je pra­wa. Roz­wią­za­nie na mocy Przy­wi­le­ju Pau­liń­skie­go nie jest zatem z pew­no­ścią dostęp­ne, ponie­waż może być wyko­rzy­sta­ne in odium fidei, zamiast in favo­rem fidei. W każ­dym razie, jeśli cho­dzi o zasto­so­wa­nie tego przy­wi­le­ju, Kościół jest auto­ry­ta­tyw­nym inter­pre­ta­to­rem i sędzią. Argu­men­ty te, choć być może nie decy­du­ją­ce, mogą posłu­żyć do zare­ko­men­do­wa­nia trze­ciej opi­nii jako naj­bar­dziej praw­do­po­dob­nej i naj­le­piej uzasadnionej.

Pozo­sta­je jesz­cze jed­na kwe­stia, co do któ­rej rów­nież kato­lic­cy teo­lo­go­wie są do pew­ne­go stop­nia podzie­le­ni, czy i w jakim momen­cie mał­żeń­stwa legal­nie zawar­te mię­dzy nie­ochrz­czo­ny­mi sta­ją się sakra­men­tem po póź­niej­szym chrzcie obu stron. O tym, że nigdy nie sta­ją się one sakra­men­tem, nauczał w swo­ich cza­sach Vasqu­ez, a tak­że kano­ni­ści Weist­ner i Schmal­zgrüber. Pogląd ten moż­na dziś uznać za porzu­co­ny i nie moż­na go pogo­dzić z ofi­cjal­ny­mi decy­zja­mi wyda­ny­mi przez Sto­li­cę Apo­stol­ską. Dys­ku­sja musi zatem ogra­ni­czyć się do pyta­nia, czy poprzez sam chrzest (tj. w momen­cie, gdy chrzest póź­niej ochrzczo­ne­go z dwóch part­ne­rów jest zakoń­czo­ny) mał­żeń­stwo sta­je się sakra­men­tem, czy też w tym celu koniecz­ne jest odno­wie­nie ich wza­jem­nej zgo­dy. Bel­lar­min, Lay­mann i inni teo­lo­go­wie bro­ni­li tego dru­gie­go poglą­du; pierw­szy, któ­ry był już utrzy­my­wa­ny przez San­che­za, jest dziś powszech­nie akcep­to­wa­ny, a za nim podą­ża­ją Sape, Ros­set, Bil­lot, Pesch, Wernz itd. Opi­nia ta opie­ra się na naucza­niu kościel­nym, któ­re oświad­cza, że wśród ochrzczo­nych nie może być praw­dzi­we­go mał­żeń­stwa, któ­re nie jest rów­nież sakra­men­tem. Teraz, natych­miast po chrzcie oboj­ga part­ne­rów, już zawar­te mał­żeń­stwo, któ­re nie zosta­ło roz­wią­za­ne przez chrzest, sta­je się „mał­żeń­stwem ochrzczo­nych“; ponie­waż gdy­by nie był to od razu „sakra­ment“, wyżej wspo­mnia­na ogól­na zasa­da, któ­rą Pius IX i Leon XIII ogło­si­li jako nie­pod­wa­żal­ną dok­try­nę, była­by nie­praw­dzi­wa. W kon­se­kwen­cji musi­my powie­dzieć, że poprzez sam chrzest ist­nie­ją­ce mał­żeń­stwo sta­je się sakra­men­tem. Trud­ność może poja­wić się jedy­nie w okre­śle­niu, gdzie w takim przy­pad­ku nale­ży szu­kać mate­rii i for­my sakra­men­tu oraz jaki akt sza­fa­rza dopeł­nia sakra­ment. Wyda­je się, że pro­blem ten moż­na naj­ła­twiej roz­wią­zać, opie­ra­jąc się na prak­tycz­nie cią­głej wza­jem­nej zgo­dzie stron, któ­ra zosta­ła już for­mal­nie wyra­żo­na. Ta wir­tu­al­na wola bycia i pozo­sta­nia part­ne­ra­mi w mał­żeń­stwie, któ­ra nie jest unie­waż­nio­na przez przy­ję­cie chrztu, jest pod­mio­tem stron, w któ­rym moż­na zna­leźć posłu­gę sakramentu.

Źródła

SANCHEZ, Dispu­ta­tio de s. matri­mo­nii Sacra­men­to, zwłasz­cza II; PERRONE, De matri­mo­nio chri­stia­no (Rzym, 1858), I: ROSSET, De Sacra­men­to Matri­mo­nii trac­ta­tus dogmat., mor., canon., liturg., judi­cia­rius (1895), zwłasz­cza I; PALMIERI, De matri­mo­nio chri­stia­no (Rzym, 1880); WERNZ, Jus Decre­ta­lium, IV; Jus Matri­mo­nia­le Eccl. cath. (Rzym, 1904); FREISEN, Gesch. des kanon. Ehe­rechts bis zum Ver­fall der Glos­sen­lit­te­ra­tur (T bin­gen, 1888); GIHR, Die hl. Sakra­men­te den kath. Kir­che fur die Seel­sor­ger dogma­tisch dar­ge­stellt, II (Fre­iburg, 1899), vii. Rów­nież pra­ce zawie­ra­ją­ce trak­ta­ty na temat sakra­men­tów w ogó­le, takie jak te autor­stwa SCHANZ; SASSE; PESCH, Pro­el. Dogmat., VII; BILLOT, itp.

Prze­kład arty­ku­łu z: The Catho­lic Encyc­lo­pe­dia. New York: Robert Apple­ton Com­pa­ny, 1907.

Dodaj swój komentarz